Autor Wiadomość
mateeo
PostWysłany: Nie 17:07, 16 Lip 2006    Temat postu: Wampir

Johan wracał właśnie z karczmy "U Salwy". Było cudownie, Friderick postawił mu chyba z 10 kufli wspaniałego, aerańskiego ale. Ach... błogosławiony stan ogarnął młodego mężczyznę po 3 kuflu, a pozostałe 7 wypił tylko po to, aby sprawić przyjemność Friderick'owi.


Johan, rozmyślając o szczęśliwych chwilach spędzonych w karczmie, wodził oczami po gargulcach na szczytach domków zbudowanych jeden obok drugiego. Były jak żywe, więc nie zdziwił się, kiedy jeden z nich się poruszył. Szedł dalej ciemną uliczką, oświetloną jedynie światłem księżyca w pełni.
***


Aervis Sa'Ine śledził pijanego człowieka już od chwili wyjścia z karczmy. Dzisiejsza noc była wprost wymarzona do okrutnego mordu. Aervis już wyobrażał sobie rozkoszny smak krwi w ustach i jej strumienie pomiędzy brukiem uliczki. Wyobrażał sobie jej piękną barwę w świetle księżyca. Wstrząsnął nim dreszcz rozkoszy. Człowiek właśnie spoglądał na gargulce stojące najbliżej niego.

Chyba nie zauważył nieroztropnego ruchu, albo był zbyt pijany, żeby zwrócić uwagę na taki szczegół. Młody Sa'Ine cicho odetchnął, wiedząc, że jego ofiara już nie ucieknie i teraz zastanawiał się tylko nad sposobem dokonania tej pięknej zbrodni. Doszedł do wniosku, że nie ma się co zastanawiać. Należy działać...
***


Johan ziewnął sennie, a spoglądając w górę zauważył spadającą na niego ciemną postać. W czarnej sylwetce wyróżniały się tylko nadnaturalnie duże i ostre kły, oraz długi, biały warkocz, ciągnący się za postacią...
***


Aervis Sa'Ine obalił człowieka na ziemię, wbijając kły w jego odsłoniętą szyję. Odrzucił warkocz na plecy i w chwilowym spokoju pił napój życia prosto ze źródła.

Kiedy odchodził, nasyciwszy się już wspaniałym smakiem i widokiem krwi zaczął rozmyślać. Zaskoczeniem dla niego było to, że jego ofiara nie wydała żadnego dźwięku. Zwykle krzyczą, błagają o łaskę. Po dogłębnym przemyśleniu sprawy wampir doszedł do wniosku, że nie dał mężczyźnie zbyt wiele czasu na jakąkolwiek reakcję. Roześmiał się, a śmiech jego niósł się uliczkami miasta...


***


- Jasny szlag! - zaklął oficer Służb Porządkowych Oraet. - Co to do cholery było?! - Olgier spojrzał na człowieka, którego twarz była zasłonięta czarnym kapturem. Tajemniczy człowiek podszedł do trupa. Po wstępnych oględzinach zauważył dwie małe dziurki na szyi ofiary.
- To był wampir, Olgier. - Oficer spojrzał na mężczyznę ze zdziwieniem.
- Wampir? Khath, ale... tutaj? W Oraet? - Człowiek zwany Khath'em popatrzył na przedstawiciela władzy miejskiej.
- Tak, niezaprzeczalnie, to był wampir. Poradzę sobie, nie takimi rzeczami się już zajmowałem. - Olgier popatrzył na trupa z niedowierzaniem, a kiedy chciał ponownie spojrzeć na Khatha, już go nie było. Zaklął tak, że woźnica na pewno zarumieniłby się ze wstydu i zostawiając trupa Urzędowi Oczyszczania Miasta, odszedł w ciemną noc.


***


- Vireande, wróciłem! - podszedł do swojej ukochanej i pocałował ją w gorące usta nacinając trochę jej dolną wargę swoimi kłami.
- Ty brutalu! - krzyknęła i z uśmiechem na zakrwawionych ustach i trzasnęła go otwartą dłonią w policzek, delikatnie kalecząc skórę jego twarzy. Oblizała krew z palców.
- Znowu pijak? - Aervis usiadł na krześle.
- Niestety, nikogo innego nie było w pobliżu. - Vireande Al'Zaak podeszła do wielkiego łoża z czterema słupkami, na których rozwieszony był baldachim. - Masz ochotę? - uśmiechnęła się zachęcająco. Sa'Ine podszedł do niej i razem rzucili się na wielofunkcyjny mebel.


***


- No, Kerth. Chyba spokój, co nie? - Olgier spojrzał na towarzysza.
- To już prawie 27 dni od tego dziwnego, "wampirzego", ataku. - zaśmiał się z udanego dowcipu. Odchylił się na krześle i przeciągnął w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Nie. - Huk spadającego mebla przerwał ciszę, jaka nastąpiła po tej krótkiej, ale niedwuznacznej odpowiedzi. Olgier wstał z podłogi, opierając się na biurku, i z bladą twarzą spojrzał na Kertha.
- To jeszcze nie spokój, teraz się dopiero zacznie... - oficer postawił przewrócone wcześniej krzesło i usiadł, w zamyśleniu patrząc przez okno na piękny zachód słońca.


***


- Masz Fril, za dobrą służbę - Olgier wręczył młodemu żołnierzowi żołd za miesiąc pracy w Służbach Porządkowych. Chłopak naprawdę dzielnie się spisywał, sam złapał paru przestępców i to tak, że nie mieli się jak wyłgać.
- Miłego wieczoru życzę, panie oficerze. - pożegnał się młodzik i wyszedł z małego budynku Służb Miejskich. Kierował się do karczmy, w której wynajął pokój. W następnym miesiącu, za następny żołd, będzie już mógł kupić swoje własne mieszkanie.


***


Aervis przeskakiwał z dachu na dach wzdłuż uliczki. Spieszył się, niedługo pełnia. Czas zabijania, błogiej przyjemności z widoku i smaku krwi.

Nagle zauważył ruch na dole. Jakiś młody żołnierz szedł przez nią w zamyśleniu podrzucając pełną sakiewkę. Idealna ofiara. Mało brakowało, a wampir roześmiałby się triumfalnie. Powstrzymał się w jednak w ostatniej chwili przypominając sobie poprzednią wpadkę. Ta ofiara była trzeźwa i na pewno zwróciłaby uwagę na śmiech. Spojrzał na księżyc. Taaak... Już czas...


***


"Jaka piękna noc! Księżyc w pełni..." Pomyślał Fril i przejął się własnymi rozmyślaniami. Przeszukał wzrokiem gargulce na dachach domów. "A jeżeli on tutaj teraz jest?" Spytał sam siebie. Pokręcił głową, aby odrzucić złe myśli. "Ostatni atak był przecież bardzo dawno. Na drugim końcu miasta." Ten argument wydał mu się wystarczająco mocny. Ostatecznie opuściły go rozterki. Jeszcze raz spojrzał w księżyc. Tym razem zasłonięty przez czarną postać i długi warkocz wijący się za nią.


***


"Będzie cierpiał, moja droga, dla Ciebie, będzie cierpiał." Pomyślał Aervis obserwując swoją ofiarę. Skoczył w dół, ku ofierze. Niespodziewanie dla młodego wampira człowiek spojrzał na niego. Sa'Ine poczuł coś jakby lekki przestrach, ale natychmiast opuściło go to uczucie. Był gotów mordować.


***


Żołnierz, jakimś cudem, dobył miecza. Tym samym ruchem ciął wampira w brzuch. Bezwładne ciało opadło na bruk. Kiedy Fril myślał, że już po wszystkim postać zerwała się z ziemi i uderzyła na niego. Aervis zatopił kły w tętnicy szyjnej młodego mężczyzny. Rozorał mu potylicę. Ofiara wrzeszczała niemiłosiernie. "Trzeba to skończyć. Mało cierpiał, ale dla Ciebie wystarczy, moja droga." Pomyślał Sa'Ine. W tym czasie Fril wymacał swój miecz. Pchnął wampira w brzuch. Aervis stoczył się z ofiary i legł w bezruchu.


***


Fril zerwał się z ziemi. Zaczął drzeć szmaty z koszuli. Krew płynęła wartkimi strumieniami. Starał się biec w kierunku małego budynku Służb Miejskich. Zataczał się, ale dopadł w końcu drzwi i pchnął je mocno.


***


Olgier pisał nudny raport o rzezimieszkach na targu. "Złapany przestępca uciekał w kierunku portu. Wnioskuję z tego, iż tam znajduje się kwatera rzezimieszków" Zatopił pióro w inkauście. Ziewnął sennie. Drzwi otworzył się z hukiem. Wtoczył się przez nie Fril, cały we krwi i zwalił się na podłogę.

- Khath, do jasnej, niespodziewanej zarazy! Gdzie jesteś?! - krzyknął oficer podbiegając do bezwładnego ciała leżącego na posadzce. Był tam już drugi mężczyzna, który pojawił się nie wiadomo skąd.
- Olgier, podłóż mu kurtkę pod głowę. - oficer wykonał polecenie. Kerth nachylił się nad szyją Frila i zaczął zlizywać krew w pobliżu tętnicy szyjnej.
- Jak on się nazywa? - spytał, gdy udało mu się w znacznej mierze zatamować krwotok. - Fril, to mój żołnierz. - odpowiedział Olgierd
- Fril, czy widziałeś wampira? - spytał Kerth. Żołnierz w odpowiedzi skinął głową.
- Powiedz mi, czy miał długi, biały warkocz? - znowu potwierdzenie. Oficer spojrzał na Khatha ze zdumieniem.
- Olgier, obłóż mu policzek koszulą, niech leży na boku, żeby się nie utopił. - Olgier obrócił Frila na bok i rzucił pytanie w otwarte drzwi - A ty dokąd ?! - Lecz mężczyzna zniknął już w ciemnościach nocy.


***


- Vi... Vireande - szepnął Aervis wchodząc, a właściwie wpełzając do mieszkania kochanki.
- Ognie piekielne! - krzyknęła Vireande, widząc stan przybyłego. Podbiegła do niego i pomogła usiąść na krześle.
- Co się stało Sa'Ine, mów! - cuciła kochanka, kiedy ten złapał ją za nadgarstek i uśmiechnął się zdrowymi już oczami.
- Nic się nie stało moja Droga, przykro mi, ale teraz muszę Cię zabić, dla Niej, dla mojej Pani.


***


Khath leciał nad spokojnym miastem, już nie musiał się kryć ze swoją wampirzą naturą. Mógł nareszcie zrzucić kaptur z głowy i rozwinąć długi, kruczoczarny warkocz. Khath Sa'Ine był dobrym wampirem, a jego brat, Aervis, złym. Tak było od początku ich wątpliwej egzystencji pomiędzy życiem, a śmiercią.

Tym razem młodszy brat posunął się za daleko. Khath mógł zrozumieć wypady "po świeżą krew" raz na rok, to się da przeżyć, ale żeby co miesiąc mordować, dla samego mordowania. To było karygodne. Tak jak w przeszłości, tak i teraz starszy brat musiał upomnieć młodszego.


***


Vireande odskoczyła szybko. Za wolno. Szpony, a chwilę potem kły młodego wampira wbiły się w tętnicę wampirzycy. Drgała przez chwilę, a potem znieruchomiała. Aervis powoli kładł bezwładne ciało na podłodze, nie odrywając się od szyi ofiary.

W końcu, kiedy skończył już delektować się smakiem słodkiej, dziewczęcej krwi wstał i z zamiarem udania się do świątyni swej bogini zrobił krok w kierunku drzwi. Dokładnie w tej samej chwili drzwi otworzyły się, o mało nie wypadając z zawiasów, uderzyły w ścianę.


***


-Kh... Khath?! - Aervis nie mógł w pierwszej chwili uwierzyć w to, co widzi. - Khath! Braciszku! - zawołał radośnie i rzucił się bratu na szyję.

Khath wykonał nieznaczny ruch w okolicy pasa, cała jego postać osłonięta była płaszczem. Aervis zauważył ten ruch, ale było już za późno, aby zareagować w jakikolwiek sposób. Wtopił kły w szyję brata i poczuł dziwny, "bolący" ból w okolicy brzucha, przemieszczający się w górę, ku płucom.


***


Khath trzymał w dłoni stary sztylet ojca. Ojciec mówił mu kiedyś, że jeżeli Aervis będzie "niegrzeczny" trzeba go potraktować tą właśnie bronią.

Teraz bezwładne ciało młodszego brata zwisało na rękojeści sztyletu, zatopionego aż po gardę w płucach Aervisa.


***


Olgier spieszył się jak mógł. Musiał jak najszybciej znaleźć Khatha. Niestety, znalazł tylko dwa trupy i list:

"Drogi Olgierze!!


Ciało z białym warkoczem należy do wampira, którego szukaliśmy od paru miesięcy. Zwłoki kobiety należą do Vireande, była kochanką mojego brata..." Olgiera zatkało z wrażenia, ale czytał dalej: "... mojego brata, tak, zabójca był moim bratem, ja też jestem wampirem. Dlatego musiałem uciekać z miasta.

Mam nadzieję, że nic podobnego się już nie powtórzy. Gdybyś jednak potrzebował mojej pomocy, złap jakiegokolwiek nietoperza i użyj go jak gołębia pocztowego, wypowiedz tylko moje imię, a na pewno mnie znajdzie.

Z poważaniem
Khath."

- Psia jucha... - zaklął pod nosem oficer Służb Porządkowych Miasta Oraet. - Posprzątajcie tutaj, ciała spalcie a popiół zakopcie daleko od murów. - Wydał ostatnie rozkazy i odszedł, rozmyślając nad przyszłością. Przyszłością niedaleką. Tak rozmyślając przechodził koło karczmy i zdecydował, że to będzie jego przyszłość, niedaleka przyszłość.


***


Aervis ze zdziwieniem otworzył oczy i rozejrzał się po przestronnej komnacie. Było tutaj mroczno, a w najciemniejszym rogu stało krzesło. Coś na wzór tronu, a na nim... Aervis upadł na kolana przed Tallą, swoją panią.

- Aervisie, najwierniejszy sługo mój, powstań. - wampir posłusznie wypełnił polecenie swej bogini.
- Aervisie, z rodu Sa'Ine, coś cię trapi. - młody mężczyzna otrząsnął się i odpowiedział niemrawym głosem.
- Tak, o Pani. Dlaczego pozwoliłaś mi umrzeć? - wydawało mu się, że powiedział to z lekkim wyrzutem. Talla roześmiała się.
- Aervisie, jesteś mi potrzebny tutaj, ale w niedalekiej przyszłości, odeślę cię do świata żywych. - Sa'Ine znowu intensywnie myślał, a więc to nie koniec, jeszcze powróci, jeszcze może się zemścić. Taaak... W niedalekiej przyszłości...

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group