mateeo |
Wysłany: Sob 18:03, 15 Lip 2006 Temat postu: Kobiece plemię |
|
Dawno, dawno temu, przed mnóstwa laty, świat wyglądał zupełnie inaczej. Większą część ludu stanowili mężczyźni, kobiet zaś było jak na lekarstwo. Kiedy w domu przychodziła na świat dziewoja, rodzice cieszyli się niezmiernie, zanosili modły do Bogów i składali im w ofierze najdorodniejsze owoce ciężkiej pracy na roli. Bowiem, ze względu na tak małą liczbę niewiast, niezwykle je ceniono. Gdy dziewczyna weszła w wiek odpowiedni do zamążpójścia, ojciec nie martwił się o posag, nie musiał szykować wiana – wręcz przeciwnie, sam żądał od przyszłego męża odpowiedniego wykupu. To od konkurenta zależało czy sypnie odpowiednią ilością podarków i dostanie wymarzoną dziewczynę. Zawoził więc do przyszłego teścia futra zwierzęce, baryłki miodu, kilka owiec i kur. Jeśli panna była wyjątkowo piękna i młodziutka, musiał przyprowadzić również krowę z cielęciem.
Pewnego razu zdarzyło się tak, że ojciec przyobiecał rękę swej córki aż trzem konkurentom. Pierwszy zaproponował bogaty okup, więc mężczyzna zgodził się bez wahania. Kiedy przyszedł drugi z dodatkową beczułka iście królewskiego wina
, wieśniak zapomniawszy całkowicie o poczynionej już obietnicy, rzekł: „Przyjdź jutro, to urządzimy weselisko jak się patrzy!” To samo było z trzecim, który przyciągnął ze sobą czarnego jak smoła, narowistego ogiera.
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że nazajutrz wszyscy trzej młodzieńcy zjawili się w tym samym czasie – wystrojeni, pachnący z wozami pękającymi w szwach od obiecanych upominków. Ojciec aż spocił się ze zdenerwowania: Co teraz zrobić? Podrapał się po łepetynie, w zmartwieniu przygryzając wargi. Nic sensownego nie przyszło mu do głowy, więc zrobił rzecz najprostszą jaką mógł: złapał córkę za ramię i szybko wepchnął do obory, gdzie trzymał świnię i kozę. „ Siedź tu cicho i nie wychylaj się, póki sam po ciebie nie przyjdę” – nakazał i pośpieszył do chałupy. Po chwili usłyszał donośne postukiwanie w drzwi i do środka weszli młodzieńcy, a każdy szeroko uśmiechnięty i pewny siebie. Rozglądając się po ubogim wnętrzu, zapytali o pannę młodą. „Do sąsiedniej wsi poszła, odwiedzić babkę. Przyjdźcie kiedy indziej.” – tłumaczył ojciec drżącym głosem. Jednak młodzieńcy zorientowali się szybko, że coś jest nie w porządku. Krew w nich zawrzała z gniewu i urazy. Wyczuli kpinę, a oni honor mają i nie pozwolą sobą pomiatać. Zaczęli więc przetrząsać chałupę w poszukiwaniu dziewczyny, klnąc przy tym diabelsko. Ojciec ścierpł, ze strachu. Żeby tylko nie zajrzeli do obory! Ale młodzieńcy już zmierzali w tamtą stronę. „To tylko chlew! Świnię mam tam i kozę! Nic więcej!” – krzyknął ojciec. Trzęsąc się jak osika, począł mamrotać pod nosem słowa modlitwy. Wzywał na pomoc bóstwo, przyrzekając mu wierność, czczenie i ofiary. Tymczasem konkurenci otworzyli oborę, a tam – ojciec zdziwiony przetarł oczy – siedzą skulone, trzy dziewczyny a wszystkie identyczne! Chłopaki wybuchli śmiechem „Toż, to figlarz z tego jegomościa ! Patrzcie no, gdzie schował nasze panny młode!” Gniew poszedł w niepamięć, ojciec dostał wykupy i urządził trzy wielkie weseliska – stoły aż uginały się pod ogromem wykwintnego jedzenia i znakomitych trunków. Po trzech dniach wesołej zabawy, młodzieńcy wrócili ze swoimi żonami do domów. Mężczyzna powinien być szczęśliwy – dostał podarków co niemiara, aż za trzy córki! Jednak coś nie dawało mu spokoju. Włóczył się po gospodarstwie, z rozrzewnieniem zatrzymując wzrok na pamiętnej oborze. Jak tu się cieszyć skoro nie wie, która córka to ta prawdziwa, rodzona, a która ze świni i kozy pochodzi? Po jakimś czasie, przepełnionym burzliwym rozmyślaniem, postanowił odwiedzić wszystkie trzy pociechy. Zjawił się u pierwszej. Słońce już od dawna królowało na szczycie błękitnego nieboskłonu, a ona jeszcze w łóżku się wylegiwała. Chałupa była śmierdząca, zakurzona, uwalana resztkami nadpsutego już jedzenia. Dzieci umazane i brudne, snuły się głodne po lesie podgryzając owoce leśne i korzonki.
„To jest przecież świnia, w dziewczynę zamieniona” – powiedział do siebie poszedł dalej. Jeszcze nawet nie wszedł do kolejnego domostwa, a już usłyszał gniewne okrzyki wydawane przez drugą córkę. Głośno zawodząc, robiła mężowi wymówki, pobekiwała i raz po raz skakała do oczu, jakby go łbem chciała ubóść. Dzieci biegały dookoła, bucząc coś niezrozumiale, w języku którego do ludzkiego nie dało się przyrównać żadną miarą. „To jest ta dziewczyna, przemieniona z kozy” – powiedział ojciec i poszedł do ostatniej córki. Tamta go uprzejmie powitała, nakarmiła i zajęła ciekawą rozmową. Kiedy mrok spowił już przestrzeń za oknem, łoże na noc zaścieliła i ułożyła ojca do snu. Następnego dnia przyrządziła pyszne śniadanie, dzieci przyodziała w świeże suknie i wysprzątała chałupę. „ To jest moja prawdziwa, kochana córeczka” – powiedział cicho ojciec, szczęśliwy i lekki na duszy.
Od tamtej pory, ludzi porodziło się bardzo wiele, a i kobiet jest tyle co potrzeba. Nic dziwnego – wzięły początek od trzech plemion: świń, kóz i człowieka. I nawet teraz, jeśli dobrze poobserwować ich zachowanie, można bez trudu odgadnąć, która od którego rodu się wywodzi. |
|